top of page

Lepiej późno, niż później

czyli slow life nie jest łatwy.

 


Czy czasami macie wrażenie, że cały świat sprzysiągł się przeciwko Wam, a za jednymi zamkniętymi drzwiami, po ich otwarciu, pojawiają się kolejne - również zamknięte?


Nie chodzi tutaj o jakieś traumatyczne, istotne wydarzenia w naszym życiu, ale o zwykłe, codzienne sprawy, które czasami nas ograniczają i są powodem frustracji.


Jak sobie radzimy w takich sytuacjach? Czy w ogóle jest na to sposób? A może sami przed sobą zamykamy te drzwi? A może potrzebne jest nam opanowanie zasad idei slow life?


O tej "filozofii" życia słyszał każdy z nas. Wielu się z nią zgadza, niektórzy się z nią utożsamiają, nieliczni próbują wprowadzić do swojej codzienności. Są też przeciwnicy takiego sposobu życia. I bardzo dobrze. Różnorodność postaw wzbogaca świat.


Wiele lat temu zafascynowaliśmy się czymś, co Skandynawowie nazywają "hygge". I nie tylko jej zewnętrznymi atrybutami: ciepłymi, przytulnymi kocami, wszechobecnymi poduszkami i świecami, surowym, ale przytulnym wnętrzem, przytłumionym światłem rozwieszonych w mieszkaniu lampek, łańcuchów i girland. Filozofia szczęścia jaką jest hygge uzmysłowiła nam, że radość życia nie wiąże się z posiadaniem rozmaitych dóbr, ale jest wynikiem pięknych i dobrych relacji z innymi ludźmi. To bliskość osób, czas z nimi spędzony daje nam szczęście, jest powodem radości i daje poczucie spełnienia.


Od hygge do slow life był już tylko krok. Ale był to krok milowy.


Dawniej nikt nie musiał wymyślać pojęć, nadawać im nazw, by po prostu żyć w zgodzie z naturą. Dzisiaj trudno nam to osiągnąć bez nazywania rzeczy po imieniu, kategoryzowania. Żyjemy w ciągłym pędzie, pośpiechu, w notorycznym niedoczasie życia. Czasami zwalniamy, zastanowimy się, pokręcimy głowami, powiemy "Tak nie można dłużej". A potem karuzela rusza i zaczynamy kręcić się wraz z nią. Dopóki maszyna jest sprawna.


A może by tak wyprzedzić awarię, a najlepiej jej zapobiec.


Slow life nie jest łatwy.

Choć od wielu lat dążyliśmy do opanowania zasad i wprowadzenia ich w nasze życie, nie zawsze się udawało.


Tak właśnie było przez cały tydzień przed wyprawą. Wyjazd opóźniał się z każdym dniem coraz bardziej. Momentami mieliśmy wrażenie, że wszystko nam mówi "Zostań w domu!"


Nie posłuchaliśmy.


Wreszcie wyruszyliśmy w naszą Wielką Podróż.

Jedziemy..., albo tak nam się wydaje.


Przed Toruniem okazało się, że Tomek nie zabrał ładowarki do laptopa. Nasza wyprawa nie jest typowym bardzo długim urlopem. Zwiedzanie będziemy łączyć z pracą, a ponieważ Tomek od ponad dwudziestu lat pracuje zdalnie, komputer jest niezbędnym narzędziem jego pracy, więc pada pomysł:


Wracamy!


Niby zwykła rzecz - zasilacz… Wszędzie możesz kupić. No niestety, nie wszędzie. Zasilacz - zwykła rzecz, ale już komputer, który ma ładować, nie taki prosty. Po wielu próbach znalezienia odpowiedniego, tuż przed zamknięciem specjalistycznego sklepu, mamy GO!


Nie wracamy do Gdańska.


Slow life nie jest łatwy.



ความคิดเห็น


EmerytoVanie w Vanie, czyli podróże Włóczykijem

bottom of page