czyli droga po albańsku.

Odwołuję wszystko, co wcześniej napisałam na temat stromych dróg w Słowenii.
Są cudowne 🤩
Podróżowanie po Albanii, to jest dopiero coś! Nie są to bezdroża, choć i takie się zdarzają, ale jazda po albańsku na pewno jest wyjątkowa.
Ogólnie drogi krajowe są szerokie i w bardzo dobrym stanie technicznym. Autostrad tu prawie nie ma, a jeśli są oznakowania, że wjeżdżamy na tego typu drogę, to z autostradą ma to niewiele wspólnego. Na takiej trasie możemy spotkać rowerzystę, natknąć się na stado krów, kóz lub owiec, albo ni stąd ni zowąd wjechać na rondo.
Albańczycy posiadają markowe samochody, ale zazwyczaj nimi nie jeżdżą. Przyczyna jest dość prosta - paliwo jest tu bardzo drogie (chyba najdroższe na całych Bałkanach). Może dlatego jezdnie są dobrze utrzymane, a natężenie ruchu jest niewielkie. Poza miasteczkami nie ma korków. W miastach natomiast funkcjonuje wolna amerykanka (jeśli ktoś woli - wolna albanka).
Kierowcy w Albanii mają własną filozofię poruszania się po jezdniach, parkowania, wyprzedzania, zatrzymywania się. Przepisy i znaki drogowe to tylko sugestie. Nie należy się nimi kierować. Intuicja, to najważniejsza cecha, którą prowadzący pojazd powinien posiadać i zawsze się nią kierować. Podobno brak umiejętności prawidłowego (czytaj: eurpejskiego) prowadzenia samochodów wynika z przeszłości. Za czasów Envera Hodży, Albańczyk nie mógł niczego posiadać na własność. Również samochodu. Okazjonalne kierowanie pojazdem i nauka prowadzenia polegała na uruchomieniu silnika, umiejętności jazdy na wprost i zatrzymywaniu się tam, gdzie chcemy. To trochę jak z pierwszymi lekcjami jazdy na nartach na oślej łączce.
Tak jest do tej pory. Albańczyk, gdy widzi na drodze kogoś znajomego, to się po prostu zatrzyma. Może to być środek ronda, ulicy, jezdni. A pozostali kierowcy spokojnie czekają, aż przyjaciele skończą pogawędkę. Jeśli jest miejsce, wyprzedza się taki pojazd i pozdrawia (używając klaksonu) rozmówców, życząc im przyjemnego spotkania.
Linia ciągła na jezdni, to tylko podział między kierunkami lub autami. Nikt jej nie przekracza, chyba, że ma taką potrzebę. A potrzebę ma niemal zawsze, więc przekracza się ją stale.
To tyle, jeśli chodzi o technikę jazdy. Chociaż na ten temat nie napisałam wszystkiego, bo się po prostu nie da.
Zupełnie innym problemem jest stan techniczny dróg. Pojęcie dobrych jezdni, o którym wspomniałam wcześniej, kończy się wraz ze zmianą trasy i wjazdem na lokalne drogi.
Wówczas zapomina się, co to jest asfalt i szosa. Natomiast bardzo szybko przypominamy sobie o przyciąganiu ziemskim, prawach dynamiki, zasadach jazdy w slalomie równoległym i gigancie, a na koniec o geometrii kół, rozstawie osi i hamowaniu silnikiem. Do tego trzeba jeszcze zamknąć oczy i myśleć o ojczyźnie (albo o innych bzdurach).
Niektórzy wolą modlitwę, mantrę lub zaklinanie. Inni używają wulgaryzmów. Są też tacy, którzy łączą obie techniki. Wszystko jedno, co zastosujesz, byleby działało.
Szczęśliwcy docierają do celu cali i zdrowi w nieuszkodzonych autach. Dotyczy to przede wszystkim posiadaczy samochodów terenowych, tych z napędem na cztery koła lub dobrych albo złych pojazdów osobowych. Najgorzej radzą sobie przeładowane busy, vany, kampery i karawany.
Mistrzostwo świata należy jednak do TIR-owców, którzy pomykają górskimi serpentynami ledwo się mieszcząc na zakręcie. Z jednej strony mając przepaść, a z drugiej ocierając się o górę, próbują wykonać manewr na skalnej półce. Nie daj Boże mijać wtedy takiego kolosa, który ledwo wspina się pod górę.
Po kilku wyprawach takimi szlakami, każda inna trasa wydaje się idealna.
Comments